Praca w korporacji. Dla jednych marzenie dla innych udręka. Internet nafaszerowany jest historiami osób, które odeszły z etatu aby prowadzić własny biznes. Sama do takich osób należę. Po 7 latach pracy w korporacji, po setkach godzin spędzonych na sali szkoleniowej i w trakcie rozmów rekrutacyjnych, po udziale w dziesiątkach projektów, odeszłam na swoje. Czas pokazał, że była to dobra decyzja. Ale.
Słyszałaś kiedyś historie jakie to korporacje są złe, wyścig szczurów pozbawia wszelkich wartości, a szczeble kariery zdobywasz tylko <po trupach do celu>? Na pewno. A wiesz co ja o tym myślę? Praca w korporacji to nie jedyna droga do wymarzonej kariery. Ale jedna z fajniejszych.
.historia pewnej kropki
Swoją karierę zawodową rozpoczynałam będąc jeszcze na studiach. Ten pierwszy styk z biznesem wielkich korporacji to call center. OK. Jako szeregowy pracownik odbierający połączenia przychodzące od klientów niewiele miałam wspólnego z biznesem ale na pewno to ta właśnie praca i te doświadczenia pomogły mi w rezultacie objąć stanowisko menadżerskie, a z czasem dostać pracę w centrali banku.
I wyobraź sobie, że jako pracownik call center aby wyjść do toalety musiałam zaznaczyć taką specjalną kropkę, dzięki której nie były do mnie łączone połączenia telefoniczne. Z tego co pamiętam kropki były trzy. Kropka-przerwa, kropka-jestemgotowadopracy i WC-kropka. WC-kropka była (chyba) żółta (!sic) i chociaż nie odliczała czasu to bardzo obniżała miliony wskaźników efektywności konsultanta. Inaczej mówiąc. Trzeba było się śpieszyć.
Czy była to wolność? Zgodzę się z tobą, no nie była.
Ale to właśnie ten brak wolności (OK i klienci, którzy przez telefon powiedzą ci naprawdę szczerze co myślą o tym banku i o tobie bo przecież <było trzeba się uczyć>) zrodziła moją determinację i spowodowała, że zaledwie 9 miesięcy zajęło mi awansowanie z referenta ds. telefonicznej obsługi klienta, przez eksperta do obsługi klientów zamożnych do stanowiska specjalisty ds. zajęć egzekucyjnych. Już nie w call center. Już nie było kropek. Pojawiła się nawet darmowa kawa.
Już tak mam, że jak coś robię to robię dobrze więc stosunkowo szybko dostałam propozycję awansu na stanowisko menadżera zespołu reklamacji. Problem w tym, że były reklamacje ale nie było zespołu. Musiałam sama stworzyć procesy i zbudować zespół od podstaw.
Zrekrutowałam, przeszkoliłam, wdrożyłam, zarządzałam, raportowałam.
A ten zespół nie zajmował się reklamacjami typu <naliczyła mi się opłata 3 zł za prowadzenie konta, proszę o zwrot>. Rozwiązywaliśmy reklamacje grubszego kalibru bo reklamacje kluczowych klientów banku typu <Z mojego konta zniknęło 38 tyś. zł tytułem realizacji zajęcia egzekucyjnego. Jakim prawem? Jesteście bandą złodziei. Żądam zwrotu>.
Czy w końcu poczułam się wolna? Miałam przecież swój zespół. Odpowiedź brzmi: nie. Ale przekonałam się na czym najbardziej mi zależy, co lubię robić i w czym jestem naprawdę dobra. A chciałam rozwijać się w obszarze szkoleń i rekrutacji.
Ta historia ma happy end. Po 2 latach i ukończonej szkole trenerów dopięłam swego. Zostałam trenerem biznesu w centrali, jeździłam po Polsce, zarabiałam bardzo dobry pieniądz, każdy chwalił, a uczestnicy szkoleń do tej pory pozostają ze mną w kontakcie mailowym i co chwila pytają kiedy kolejne szkolenia.
Czy było mi źle w korpolandzie? Nie. Było wręcz super. Czy wtedy czułam się wolna? Tak.
Sama ustalałam sobie czas pracy bo przeszłam na tryb zadaniowy. Tworzyłam programy szkoleniowe, w mniejszym stopniu ale nadal przeprowadzałam procesy rekrutacyjne, a jeżeli akurat miałam więcej czasu mogłam wziąć udział w innych, wewnętrznych projektach. Nie musiałam ale brałam udział. Bo to niezwykłe tworzyć standardy jakości w jednym z większych polskich banków. Bo to bardzo pouczające wprowadzać całkiem nowy model zarządzania do sieci sprzedaży liczonej w tysiącu. Ja człowiek, który zaczynał z WC-kropką i któremu ktoś powiedział, że <było trzeba się uczyć> kształtuje politykę rozwojową, a moje działania mają wpływ na setki innych pracowników. Mówcie co chcecie ale lwia część mojej zawodowej pewności siebie i poczucia sprawczości zrodziła się właśnie w pracy w korporacji.
To wtedy usłyszałam też od dyrektora pionu, że <ze mną przegrać to jak z innym wygrać> gdy nie udało nam się pozyskać ważnego partnera do współpracy.
Koszmar, prawda?
.historia o braku seksu
Z tego co mi wiadomo nie awansowałam przez łóżko bo też korpo-seksu nie było dane mi doświadczyć. OK trochę się żalę ale wiecie to tak naprawdę powtarzane stereotypy, jakieś korpo-przekonania. Jeżeli takie sytuacje mają miejsce to na pewno są w mniejszości, a nie w standardzie. Tylko ludzie tak lubią te skandaliki podawać dalej, a jak coś jest normalne? To jest normalne, po co o tym mówić? No i jeżeli to Sylwia awansowała, a nie ja to przecież na pewno jest jakiś ukryty powód. Bynajmniej nie kompetencje.
.historia o korposzczurach
I wiecie co w tym wszystkim mnie wkurza najbardziej? W tej całej korpo-nagonce i korposzczurosarkaźmie? Jak ktoś nigdy nie pracował w korporacji, a demonizuje i najgłośniej śmieje się z pracowników, codziennie zmierzających do Mordoru na Domaniewskiej. Oczywiście nie żyję w bańce mydlanej więc zakładam, że jak w życiu i w korporacjach zdarzają się pato-sytuacje. Ale zarówno z moich doświadczeń, jak i doświadczeń moich znajomych i innych absolutnie nie-znajomych osób, z którymi pracuję wynika, że nie jest to codziennością pracownika korporacji.
.historia pewnej firmy
Nie twierdze że moja ścieżka kariery to jedyna możliwa i właściwa. Nie. Ale bardzo optymalna. Bardzo naturalna. I bardzo rozwijająca. To te doświadczenia codziennie pomagają mi spojrzeć, na moją firmę z szerszej perspektywy niż podpatrzony biznes Kaśki co dobrze przędzie więc i ja mogę, a którą to perspektywę zyskałam właśnie w korporacji współpracując B2B przy okazji projektów tworzenia wewnętrznego systemu CRM czy tworząc od podstaw nowe produkty bankowe. No giga projekty i mega doświadczenia.
Naprawdę uważam, że to dzięki pracy w korporacji zahartowałam się i czuję się niezwyciężona. OK trochę przesadzam ale mam tutaj na myśli nie, że mnie problemy nie dotyczą, a bardziej, że z każdym sobie poradzę. Serio. A problemów już doświadczyłam wiele i zapewne jeszcze więcej przede mną.
Gdy odeszłam z korporacji zamiast realizować swoje biznesowe cele zaledwie po pół roku rozstałam się ze wspólnikiem. Szczerze myślałam, że się nie pozbieram zwłaszcza, że nasz biznesplan zakładał bardzo precyzyjny podział obowiązków zgodny z posiadanymi kompetencjami. Ja nie potrafiłam robić stron www, on nie potrafił sprzedawać i pozyskiwać klientów. A tu nagle umowy podpisane, strony www w budowie, ja sama. Myślałam, że będę musiała wrócić na etat. Że to największa porażka albo co najmniej falstart. Nie poddałam się. Zatrudniłam programistę, wspólnie dokończyliśmy projekty. Zaczęłam pisać teksty na zlecenie bo to najłatwiej sprzedać, a ja bardzo potrzebowałam pieniędzy. Były czasy, gdy naprawdę ich nie miałam. Wiedziałam, że pisanie słabo się skaluje więc zaczęłam budować zespół i robić strony www. Po mału złotówki zaczęły się mnożyć, a obecnie po 3,5 roku mogę powiedzieć, że zbudowałam od podstaw fajną firmą, a i pomysłów na rozwój nie ma końca.
Stworzenie Monkey Business | mnkb, już wkrótce kurs online dot. planowania zgodnie ze swoim priorytetem i sklep dla pracowitych dziewczyn. Niezmiennie ale już zdecydowanie na mniejszą skalę współpraca z korporacjami w ramach CtrlAlt Create. Wątpię czy potrafiłabym to wszystko spiąć w całość, gdyby nie moje wcześniejsze doświadczenia. Wątpię, że kiedykolwiek odważyłabym się zaprojektować kurs online nie mając doświadczeń na sali szkoleniowej. A nawet gdybym go stworzyła, wątpię czy potrafiłabym go z całym przekonaniem polecać wiedząc, że nie jest poparty wiedzą i doświadczeniem, a jedynie wiedzą i to podręcznikową.
.opowiedz mi swoją historię
Także mój punkt widzenia już znasz ale wiedz, że nie zamierzam cię namawiać do powielania tej drogi. Chcę żebyś miała ogólny pogląd, znała wszystkie opcje i wybrała najwłaściwszą dla siebie. Niech punktem wyjścia będzie co chcesz w ogóle robić, a dopiero później w jakiej formie (etat, własna działalność, freelance).
I kiedy wszyscy spisują plusy i minusy, etatu vs. własna firma, gdzie plusów własnej działaności zazwyczaj jest więcej, chcę ci dzisiaj powiedzieć, (obecny lub przyszły) pracowniku korporacji, że nic w tym złego, że lubisz swoją pracę i nie marzysz o własnym biznesie. I nic w tym złego, że nie lubisz swojej pracy ale szukasz innej w innej firmie, a nie „na swoim”. Może to nigdy nie będzie twoim marzeniem, a może podobnie jak u mnie będzie to taką naturalną ścieżką kariery? Niezależnie od wszystkiego to jest OK. To jest bardzo OK.
Ale może się mylę? Podziel się swoimi etatowymi doświadczeniami. Naprawdę było/jest aż tak źle?
33 Komentarze
POROZMAWIAJMY
Świetny tekst! Z przyjemnoscią się czyta:) wiesz, ja jestem w takiej małej korpo, prywatnej, dużej firmie też oferującej trening i coaching na różnych poziomach. Jakieś czterysta osób w sumie. Są układy i układziki, nadgodziny były, aż padłam latem lekarzowi na twarz na biurko. Ale nie narzekam, wyznaję chyba postawę podobną Tobie. Wszystko mnie czegoś uczy, odporności, znajomosci ludzi i ustalenia własnych priorytetów, czego chcę. Więc zredukowałam godziny pracy, przez to wydatki, żeby się nie posypało, ogarniam dom, a wieczorami dumam, czy dałoby się coś z tego mojego pisania spieniężyć. Szukam pomysłu, bo potrzebuję już powoli wolności.
A Twoje projekty są wspaniałe<3 i bardzo Ci kibicuję:))
Oj Aga💛 Prawda jest taka, że chodzisz całe życie do toalety wciskając żółtą kropkę i nic z tym nie robisz albo wciskasz i cały czas myślisz nad tym co zrobić żeby przestać wciskać. Słowo klucz to: myślisz. A jak Ciebie Aga na blogu podglądam to aż bije po oczach, że myślisz dużo więc i pieniądz się z tego posypie. Na pewno!
Ale dałaś, Magda, z tą kropką. Cholernie słusznie;-) aż się musiałam roześmiać na głos, faktycznie wciskam i dumam;-)) i dziękuję za piękne słowa, od Ciebie-Wow. 💙
Nigdy nie pracowałam w korporacji i też mnie irytuje takie naśmiewanie się z „korposzczurów”. Jednak nie zmienia to faktu, że taka droga zawodowa… to nie dla mnie. Kocham tę wolność związaną z moim zawodem (kiedy angielskiego), w planach mam otwarcie własnej szkoły i wiem, że nie bardzo się nadaję di pracy na etacie 😉
Bo najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że dróg jest wiele i każdy może wybrać najfajniejszą dla siebie. Powodzenia. Szkoła językowa to brzmi dumnie <3
Świetny tekst 🙂 Zostaję tu na dłużej 🙂
Dziękuję. Zapraszam. Rozgość się <3
Inspirująca historia.
Myślę, że wiele osób, które proadzą swoje biznesy mają często wcześniejsze doświadczenie zawodowe wyniesione właśnie z korporacji.
Doświadczenie to w gruncie rzeczy pomaga później łatwiej odnaleźć się w świecie biznesowym już z perspektywy przedsiębiorcy. Co więcej, w trakcie pracy w korporacji często mamy możliwość zapoznania się z dobrymi praktykami oraz rozwiązaniami systemowymi jak i czerpania wiedzy dzięki licznym szkoleniom, na których dużą ilość i konieczność stałego rozwoju aż czasem się narzeka.
Tak więc chyba nie mamy co narzekać na ten nasz korpoświat nawet jeżeli ma on być tylko krótkim epizodem w naszym życiu zawodowym i główną przyczyną oraz motywem do podjęcia zmiany zawodowej 😉
Ja w ogóle bardzo lubię współpracować z firmami, których właściciele pracowali kiedyś w korporacjach bo takie osoby zazwyczaj chcą wdrożyć u siebie to co fajnie działało, a ulepszyć co w korporacji kulało żeby zbudować fajną firmę. I to naprawdę często się udaje <3
Z korporacją jest właściwie jak… ze wszystkim – zależy 😉 Od samej firmy, ale też od działu, a nawet zespołu, bo zespoły wewnątrz jednego działu potrafią się diametralnie różnić. Można więc sprowadzić to do tego, że wszystko zależy od ludzi, z jakimi się pracuje – bo to nie jest tak, że korpo złe, a niekorpo – dobre, tylko są ludzie lepsi i gorsi. Ja miałam szczęście trafiać na wspaniałych ludzi w korpo 🙂 I to ludzi będzie mi najbardziej brakować, gdy w końcu „pójdę na swoje” 😉 Ogólnie korpo i etat nie są złe, mi po prostu przeszkadzają ramy, w które się trzeba wpasować 🙂
I te ramy to właśnie bardzo częsty powód przejścia na swoje, chociaż mój przykład doskonale obrazuje, że nawet w wielkiej korporacji można stworzyć własne ramy i pracować z nastawieniem na efekt, a nie 8-godzinny dzień pracy. Zapraszam częściej <3
jak na każdej płaszczyźnie życia istnieją koleżeńskie układy, polityka oraz korzyści z seksu, więc w korporacji gdzie ilośc pracowników jest duża i takie sytuacje sa na porządku dziennym.
Wszystko zalezy czego my sami chcemy i oczekujemy 🙂
Napisałam właśnie, że trochę mi jednak żal, że na korpo-seks się nie załapałam 😀
Pracowałam przez rok w ogromnej firmie, gdzie na wszystko była jakaś zasada. Nie lubię schematów i monotonii, więc zrezygnowałam. Nie mówię, że praca w korporacjach jest zła, ale nie dla każdego. Podobnie prowadzenie własnego biznesu nie jest dla wszystkich. Każdy kij ma dwa końce. Tak jak piszesz, najpierw warto się zastanowić nad tym co się chce robić w życiu. Myślę, że praca w korporacji wiele uczy. 🙂
Też nie lubiłam tych schematów, a najlepsze, że sama często je tworzyłam. W sensie procedury. Choćby procedura obsługi reklamacji czy procedura procesu rekrutacyjnego dla rozproszonej sieci sprzedaży. Ale tak naprawdę ma to na celu optymalizację pracy i zwiększenie efektywności, chociaż doceniłam do dopiero będąc na swoim. Bo to nie o procedurę chodzi tylko o chęć (lub brak chęci) podporządkowania. I zdecydowanie zgodzę się z Tobą, że nie dla każdego własna firma jest najlepszą opcją dlatego nie lubię też tej wszechobecnej gloryfikacji.
Ale o tym może następnym razem.
Fajnie, że do mnie zawitałaś, przybywaj częściej <3
[…] swoją decyzją zawodową (z 2-letnią przerwą kiedy to zwątpiłam w swój cel na rzecz <a może lepiej zrealizuję się w roli menadżera?>). Bo daje mi możliwość nieustannego rozwoju, co jest jedną z moich podstawowych wartości. […]
Pracowałam w małej kilkuosobowej firmie, dużej firmie rodzinnej i dwóch korporacjach i najwięcej nauczyłam się własnie w korporacjach – także o sobie, dlatego polecam pracę w korpo, choćby po to, żeby sie przekonać co nam nie pasuje, do czego jesteśmy wstanie się przyzwyczaić, a do czego absolutnie nie i albo kontynuować karierę w tej lub innej korporacji albo iść swoją drogą
Otóż, dokładnie. Fajnie, że zechciałaś podzielić się swoimi doświadczeniami💛
[…] Zakładając taki profil działalności, niewątpliwie moim atutem było ponad 7-letnie doświadczenie w pracy w korporacji na stanowisku menadżera, trenera i rekrutera. Tą nazwą chciałam to podkreślić i dać niejednoznacznie znak-sygnał, że doskonale rozumiem specyfikę korpoświata. […]
Czesto to nie od korporacji zależy jak nam tam jest a od tego, jak sami z tym, jak tam jest, potrafimy sobie poradzić. Ja też miałam etap „korpo-be”, ale dziś wiem, że po prostu nie zadbałam o siebie i tyle. To ja o siebie nie zadbalam, licząc że ktoś zrobi to za mnie. To właśnie pomylenie odpowiedzialności jest problemem, a nie korporacji. Tak uważam 😉
O.o.o to pięknie uważasz. Musiała zajść u Ciebie jakaś kolosalna zmiana w postawie. Ciekawe czym spowodowana, hę?💛
O, to temat nie na „internety” 😉 Ale faktycznie to wymagało pracy nad sobą i ze sobą 😉 Fajnie, że poruszasz ten temat.
Praca dla korporacji nie jest taka zła. 🙂 Spotykasz fajnych często bardzo inteligentnych ludzi, inwestują w ciebie, a i można całkiem wysoko zajść. Jestem na etapie korporacji i uważam, że w tym czasie i miejscu jestem po to żeby zdobyć jak najlepsze doświadczenie i umiejętności, a później zobaczymy czy własna działalność czy jakiś consulting. 🙂
I to jest bardzo dobre podejście, a i plan zacny <3
[…] działu HR, po kilku latach kolejny, tym razem na dyrektora. No pięła się po szczeblach jak szalona. Korpoświat ją pochłonął. W swojej pracy Justyna z prawem miała tyle wspólnego, co […]
[…] Bez doświadczenia w roli przedsiębiorcy. Może nawet mogłabym to zrozumieć bo wiadomo, że korpo to zło i niedola więc wszędzie lepiej, gdzie nas nie ma. W tym jednak cały ambaras, że podobnie myślą […]
[…] się więcej i nie ma dla mnie lepszego startu niż praca w korporacji. Jak poczułam tak zrobiła, krok po kroku aż do ściany. Do ściany zbudowanej nowymi […]
Myślę, że korpo jak każda praca – ma swoje plusy i minusy. Ja nie miałam możliwości pracy w wielkiej korpo, więc ciężko mi się do tego odnieść. Nie mniej jednak, z zasadami korpo miałam doczynienia dość, więc wiem, jakie podejście mi się podoba, a jakie nie. Teraz akurat jestem na etapie zmiany pracy, idę do większej firmy, więc wypowiem się chyba za kilka miesięcy 🙂
O! Wróć koniecznie i podziel się swoimi przemyśleniami to będzie super porównanie <3
[…] pracowałam w korporacji stałym elementem dnia były spotkania. Spotkania po to aby: przedyskutować, przyjrzeć się, […]
Bardzo dobry tekst! 🙂 Widzę, że dość późno na niego trafiłam 🙂 Co do korporacji, to uważam, że w cale nie jest tak źle, tzn. jest sporo rzeczy fajnych, ale niestety są też takie, na które niestety nie ma wpływu, a które trzeba jakoś przełknąć. Ale na pewno można się nauczyć wielu rzeczy, w tym odporności – dla mnie to ogromna zaleta, która wiele daje także w życiu codziennym. Ja co prawda jedną pracę w korpo mam już za sobą, chociaż obecnie jestem na etapie… „Myślałam, że będę musiała wrócić na etat. Że to największa porażka albo co najmniej falstart.” (przy czym „myślałam” zamieniam na „myślę”) i to jest ciężki orzech do zgryzienia…
To ja życzę Ci Justyna, żebyś podjęłam decyzję najlepszą dla siebie. Nie poddawaj się szybko, ale i nie ciśnij na siłę. Bo fakt jest faktem, że z perspektywy czasu wcale nie uważam, żeby taki powrót był największą porażką, ale gdy w grę wchodzą emocje i coś idzie nie po naszej myśli mamy tendencję do podkręcania czarnych kolorów.
Trzymam kciuk za sukcesy, jakkolwiek zdefiniowane <3