Tak, dobrze kojarzysz to blog o pracy i przedsiębiorczym stylu życia. Jakby wszystko się zgadza. Ale. Bardziej od pracy kocham tylko nicnierobienie. I wiesz co? Wcale się tego nie wstydzę.
Jeśli mam być tak całkiem szczera to właśnie rychła perspektywa nicnierobienia najbardziej motywuje mnie i napędza do działania. Tak. Pewnie, że lubię swoją pracę. I to najbardziej ever. Ale czy zalec do góry brzuchem z książką nie brzmi dumnie? Albo obejrzeć nowy sezon Orange Is the New Black czy tam innej Gry o tron?
apoteoza zajętości
No tak, no tak. Przecież w dzisiejszych czasach wypada być zajętym. Jak pracować to ponad siły, a jak spać to 3-4 h – więcej to już strata czasu. Człowiek-pracujący-po-80-h-tygodniowo to synonim człowieka sukcesu. Masz czas na ćwiczenie kaligrafii i malowanie kaktusów? Na bank jesteś życiowym przegrywem.
„Oj też chciałabym mieć tyle czasu żeby oglądać seriale. No ale niestety, ktoś musi pracować żeby odpoczywać mógł ktoś.” – napisała mi kiedyś w komentarzu Czytelniczka.
Cóż. Jeśli nadal tu jesteś, patrz i się ucz. Bo nicnierobienie to prawdziwa sztuka, w której osiągnęłam poziom mistrzowski.
nicnierobienie
Najłatwiej będzie jesli zacznę od swojej definicji nicnierobienia, bo kojarzy się ono z gapieniem w sufit, a tu absolutnie bynajmniej. Moje nicnierobienie to wszystko co mogę robić godzinami i to za darmo. Niektórzy nazywają to pasją. Ja nazywam tzw. NIC, bo nie ma NIC wspólnego z pracą i zarabianiem pieniędzy. Taki skrót myślowy.
Pisałam już nie raz i pewnie nie 10, że jak mam wybierać między pracą, a nie pracą to i tak pewnie wybiorę oglądanie seriali. Nic się w tym temacie nie zmieniło.
I nawet kiedyś dostałam komentarz, że „Nicnierobienie? A jak to się robi?” albo „Zazdroszczę, że masz na to czas” – cóż zawsze znajdę czas na rzeczy dla mnie najważniejsze. Polecam.
Ostatnio bardzo dużo czasu upływa mi na treningach z Bomburem. Chodzimy na spacery, trenujemy posłuszeństwo, chociaż bardziej skupianie uwagi, bo to jednak czysty żywioł. I tak mnie to relaksuje, tak zapominam o świecie, że absolutnie uważam to za najwyższą formę relaksu. A wiecie co jest najlepsze? Ludzie. Jak tak ćwiczymy to wręcz stają i się przyglądają. I stoją. I stoją. Nawet nie zdają sobie sprawy, że sami robią NIC i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ale. A Pani to czym się zajmuje, że tak codziennie znajduje czas na zabawy z pieskiem?
No ale nic tam, mam bowiem jedną teorię. Myślę, że każdy chciałby robić NIC ale pokutują pewne przekonania, które tę możliwość zabierają (ograniczają).
Słowa pasja nie lubię zupełnie tak samo jak kobiecych biznesów. Uważam, że jest nadużywane, przeceniane i co najmniej źle interpretowane. Bo to nicnierobienie to nie musi być od razu wielkie COŚ. To może być wręcz wielkie NIC.
Przeglądanie KUKBUKA nawet gdy nie gotujesz (to ja ale co zrobię, jest tak pięknie wydawany), spacer z psem, jazda na longboardzie, czytanie, malowanie, skakanie, składanie playlist na Spotifaju, projektowanie okładek do już dawno wydanych książek, odkrywanie najbliższej okolicy (uwierz zawsze jest coś do odkrycia), robienie bardzo przypadkowych zdjęć albo tych bardzo nieprzypadkowych, szycie, projektowanie, czytanie, myślenie, planszówki i zabawa z kotem. Wszystko, a jednocześnie jakby NIC♥
Cóż mogę rzec. Być może (z naciskiem na NA PEWNO) znajdą się osoby, które pod płaszczykiem ale ci fajnie, że możesz sobie pozwolić na nicnierobienie – pomyślą, że jesteś przegrywem i nieudacznikiem. Tylko wtedy zawsze jedno pytanie przychodzi mi do głowy – i co z tego? Naprawdę chcesz się przejmować opiniami przypadkowych osób? Przecież znasz swoją wartość, a jeśli nie znasz – poznaj.
mała prośba
Kiedy tak siedzę i piszę ten post – wiedz, że robię NIC. Gdy planuję wyjazd na Hel z przyjaciółmi – wiedz, że robię NIC. Gdy idę na kurs gotowania – wiedz, że robię NIC. Gdy idę do parku porzucać frisbee – ty już wiesz, że robię NIC. A teraz mała prośba, a nawet bardziej pytanie. Zrobisz coś dla mnie? Nie wiesz co? Najlepiej NIC.
with L O V Ę
magda
Podpisuję się pod tym tekstem obiema rękami!
Ale mnie wkurza ten ciągły pęd na produktywność – tak jak napisałaś: 80 godzin pracy w tygodniu, 4 snu na dobę, bycie w ciągłym pędzie – jak o tym czytam, to mam wrażenie, że zaraz oszaleje. Przecież każdy z nas potrzebuje odpoczynku, potrzebuje naładować akumulatory, potrzebuje zająć się czymś innym, niż praca, bo przecież w przeciwnym razie w końcu się wypali i ani nie będzie go ta praca dłużej cieszyć, ani nie będzie też efektywna.
Jestem ogromnym zwolennikiem cieszenie się takimi codziennymi przyjemnościami, a Twój tekst bardzo mi się spodobał, bo myślę dokładnie tak samo ❤️
Sama radość <3 Ale żebyśmy się dobrze zrozumiały. Bo ja to akurat jestem ogromną zwolenniczką efektywności ale właśnie po to żeby jak najszybciej skończyć pracę i uskutecznić nicnierobienie :)
Ja twierdzę, że żeby być efektywnym, trzeba mieć na to energię, a jej niedobory najlepiej uzupełnia nicnierobienie 😊 Myślimy o podobnym efekcie, tylko dochodzimy do niego inną drogą 😉
O.o. otóż dokładnie <3
Bardzo optymistyczne:-) Piąteczka i podpisuję się pod Twoim tekstem. Ja uprawiam często bardzo wielkie nic i uważam, że dobrze mi to robi i rozwija. Siedzę właśnie na tarasie, przeglądam książkę z pięknymi zdjęciami i tak mi dobrze, że aż.
A pasji i kobiecych biznesów też nie lubię. Można w życiu po prostu robić fajne rzeczy i to wcale nie musi być pasja. A biznes może być po prostu biznesem.
Ściskam💙
Otóż otóż <3 A ja dzisiaj trochę na hamaku, do góry brzuchem, a trochę z Bomburem. Jest doskonale. Jutro pocisnę w pracy bo plany ambitne, wieczorem znowu NIC. Cóż rzec. Kocham to.
Wypoczywaj Aga, a książki z pięknym zdjęcia, mmm czyż to nie rozkosz? 🙂
Rozkosz absolutna:-) pozdrowienia dla Ciebie i Bombura. Z nim to dopiero jest fajowe nic;-)
Eheś!🐾
Fajny wpis. W moim odczuciu nic nie zrobienie w twoim wykonaniu to po prostu robienie rzeczy, które sprawiają ci przyjemność, dzięki którym właśnie się relaksujesz.
I bardzo trafne to odczucie <3
Robienie NIC to mój ulubiony sposób spędzania czasu 🙂
No proszę ileż to mamy wspólnego <3
Mam tak samo jak Ty! 🙂 Moje ulubione sposoby tzw. NIC, to: Salsa, pływanie, prace w ogrodzie 🙂 Idealne na relaks!
Absolutnie doskonałe sposoby, pływać też uwielbiam 🙂
Tak naprawdę mało kto może sobie pozwolić na nicnierobienie. Bo od małego wpaja nam się do głowy, że trzeba pracować – najlepiej, najszybciej, najbardziej efektywnie. W dzisiejszych czasach nicnierobienie to luksus 😉
Hmm myślę, że wręcz każdy może sobie pozwolić jeżeli tylko chce bo w tym ‚chceniu’ całe wyzwanie. A czy luksus?
Luksusowy oznaczałoby, że nieosiągalny, a ja jestem wręcz przekonana, że każdy może zrobić dla siebie wiele i to bardzo niskim kosztem. Miłego dnia! <3
Kiedy mój kot układa się na mnie i mruczy, a ja go delikatnie głaszczę i po raz 17354725t437389456203 zapewniam o dozgonnej miłości, też robię NIC. Niby NIC. I bardzo to lubię.
Otóż, otóż. Niby NIC <3
Jestem bardzo aktywną osobą, wszędzie mnie pełno, ciągle coś wymyślam i robię, ale uwielbiam i cenię chwile, kiedy robię NIC. To jest mój świat, mój slow life, hygge i jak tam to nazywają. Dołożę jeszcze, że pasja, bo tak. Dobrze mi z tym, a życie samo w sobie mnie cieszy i kręci jak diabli.
Magda, pięknie to wszystko ujęłaś ucierając przy okazji niektórym nosa 😉 Wątek z przegrywem jest boski.
With love.
Bo prawda jest taka, że NIC (w mojej definicji) można też robić bardzo aktywnie. Ważne, żeby z myślą o sobie, swoich potrzebach (pozafinansowych) i niezależnie od opinii innych <3
O to to. To moje stanowisko. I bardzo lubię aktywne NIC.
uwielbiam robić nic! Nic nie robić podróżując, nic nie robić fotografując, nic nie robić pisząc kolejne teksty na blog. Całe życie nic nie robię 🙂
To prawie tak jak ja 🙂
Jeszcze dwa, trzy lata temu pewnie bym się oburzyła słysząc, że ktoś robi NIC. Było to dla mnie zwykłe marnotrawstwo czasu. Na szczęście zrozumiałam, że jest zupełnie inaczej. To nicnierobienie jest bardzo potrzebne. Nie da się być non stop produktywnym. Potrzeba odpoczynku, relaksu i czasu dla siebie. Potrzeba zwolnić i wyzbyć się poczucia, że ja „muszę”. Bez tego po prostu można zwariować. Ja teraz też pozwalam sobie na takie nicnierobienie i po prostu uwielbiam te chwile 🙂 Dzięki nim nabieram więcej energii i oczyszczam swój umysł. Nie ma nic lepszego 🙂
Hm… nic nie robić można wszędzie 🙂 Nawet będąc w pracy można na chwilę odsunąć się od biurka, spojrzeć przed siebie i nie robić nic. Dla mnie nie robienie nic, to nie myślenie o niczym. Pisząc w skrócie: nawet gdy odpoczywam, to myślę i przez to nie potrafię nie robić NIC 🙂
Bo wszystko zależy od definicji, jasna sprawa 🙂
Szukajmy więc balansu między pracą a odpoczynkiem. Obie rzeczy potrzebne do życia jak powietrze 🙂 http://www.jakzarzadzacpolu…
grunt by znaleźć złoty środek
Ja stosunkowo niedawno odkryłam siłę pochodzącą z nicnierobienia 🙂 kiedyś zapieprzałam- w pracy, w domu, w ciągu tygodnia i w weekendy. I jak to zwykle bywa doświadczenia życiowe nauczyły mnie, że warto właśnie „nic nie robić” tak często jak się da. Czasu nie da się cofnąć, a ja wolę wspominać w przyszłości chwile, które spędziłam tak jak chcę – wielogodzinne głaskanie kota tyło dlatego, że uwielbiam jak mruczy, picie kawy w porannych promieniach słońca, przeglądanie inspirujących przepisów kulinarnych nawet jeśli 99% z nich nigdy nie użyję 🙂 po prostu coś dla mnie a nie dla innych 🙂
Ania ale pięknie to wszystko ujęłaś. Życzę Ci zatem, żeby kot mruczał bardzo głośno, a kawa smakowała zawsze najpyszniej <3
To jest wielka sztuka takie „nic”. Niektórzy muszą się naprawdę konkretnie napracować, żeby się tego nicnierobienia nauczyć – bez zbędnych wyrzutów sumienia.
… uciekam malować kaktusy <3
Ja uważam, że każdy, ale to każdy może sobie pozwolić na nicnierobienie, tylko po prostu nie chce, albo nie umie. To jest tak, jak piszesz, kiedy się totalnie zresetujemy, po powrocie wracamy bardziej zmobilizowani, bardziej wydajni. A gdyby tak codziennie znaleźć czas na chociaż 30 minut nicnierobienia: świat byłby lepszy i ludzie jakby mniej nerwowi … 😉
Zgadzam się absolutnie <3 Fajnie Małgosia, że do mnie zajrzałaś, zapraszam częściej :)
Ostatnio za mało u mnie tej nicości;) Przyznaję, to mąż jest specjalistą i nie jest to złośliwie. Potrafi odpoczywać, jasno wydzielić pracę i czas wolny. Ja jednak muszę myśli nawoływać, by usiadły na kanapie i obejrzały ten serial, nie przeliczając go na kursy, szkolenia online i notatki;oo
Marzena to tylko mogę kibicować aby myśli częściej rozsiadały się na „kanapie”. A jakie seriale lubisz? Może coś Ci polecę z danej kategorii bo ja dla odmiany jestem serialomaniakiem <3
[…] spokoju ducha i perspektywa tarasu na dachu garażu w moim domu jak-ze-Zmierzchu najpewniej robiłabym NIC w czystej postaci. Ty też […]
Świetny tekst, sama mogłabym być jego autorką 😉 Piona!
Proszę jaki mamy piękny wspólny mianownik 🙂
właśnie z tą pasją się zgodzę, że nadużywane i w ogóle jakieś takie wzniosłe… bo ktoś mówi, że ma pasję, to od razu się kojarzy że jakieś szydełkowanie, sklejanie samolotów czy inne rzeczy którym się oddaje w wolnej chwili, a ja takich nie mam, takich konkretnie nazwanych… no przecież nie nazwę pasją że czytam inne blogi, od których się uczę i inspiruję, nie nazwę pasją przeglądania facebooka czy innych portali internetowych… za małe to, żeby się pasją nazywało 😉 ale też za dużo żeby było nicnierobieniem… cholera, na działce też nie siedzę tylko coś tam przesadzam, wyrywam chwasty… ciągle robię coś… :/ nie umiem nic nie robić?
Oj potrafisz, każdy potrafi. To tylko kwestia definicji nicnierobienia. Moje nicnierobienie bynajmniej ma niewiele z leżenia do góry brzuchem (chociaż lubię, a jakże). Moje nicnierobienie to wszystko co mogę robić godzinami i to za darmo. Niektórzy nazywają to pasją. Ja nazywam tzw. NIC bo nie ma NIC wspólnego z pracą i zarabianiem pieniędzy. Taki skrót myślowy.
A w myśl takiego pojmowania i blogi, i Facebook, i wyrywanie chwastów to NIC ale jakby wszystko. Fajnie, że do mnie zajrzałaś i zapraszam częściej <3
w sumie, jak siedzę na fejsie, a ktoś dzwoni i pyta co robię, to zwykle mówię Nic 😀 uff jest dla mnie nadzieja 😀
Muszę przyznać, że zazdroszczę ( ostatnio jak tu wchodzę to najczęstsze odczucie ;)), bo ja wciąż mocno pracuję nad tym, by nie mieć poczucia marnotrawienia czasu, bo niestety wpojono mi ten kult zajętości i wyzbywam się go niestety wciąż za wolno i za słabo, ale jest progres:) Ponadto ja oglądanie ulubionego serialu czy czytanie nie uważam za NIC ani za stratę czasu tylko za zajęcie, które ma swój cel – rozrywkę, odmóżdżenie itp. Dopiero siedzenie na ławce i patrzenie na drzewo to jest NIC, ale zdarza mi się to robić coraz częściej 🙂
To ja Gracjana kibicuję, żebyś jednak częściej uskuteczniała NIC bo ma naprawdę zbawienne skutki dla późniejszych np. zawodowych działań. To po prostu kwestia dookreślania. Moje NIC tak naprawdę ma niewiele wspólnego z leżeniem do góry brzuchem, a działa cuda 🙂
Haha już gdzieś czytałam o tym, że powinniśmy zawsze mówić, że jesteśmy zajęci, bo gdy wspominamy o tym, że mieliśmy czas na… nicnierobienie, jest to dziwnie odbierane! Choć w moim przypadku „czas wolny” to pojęcie bardzo względne, to uważam, że pewne rzeczy mogą poczekać do jutra. A dziś – dla higieny własnej psychiki – zrobię sobie wolne popołudnie na nicnierobienie. Ale wiesz co jest trudne? By tak na prawdę nic nie robić. Wczuć się w chwilę, słuchać śpiewu ptaków, patrzeć w chmury. Wszystko jednak jest do wypracowania 🙂
Oj zgadzam się, nicnierobienie to wcale takie NIC i trzeba się go nauczyć. Zwłaszcza jeśli z każdej strony dochodzą do nas odgłosy apoteozy zajętości, trzeba mieć po prostu odwagę aby przyznać się, że my jednak planujemy nicnierobienie 🙂
Zgodnie z tą definicją nicnierobienia ja tez je bardzo lubię! 🙂
Ja uwielbiam robić NIC, tylko czasu mało i ciagle coś.