Czy to dobry czas na drugą część tekstu o najczęściej pojawiających się BuJo-obiekcjach? Moim zdaniem najlepszy, zapraszam!
Inspiracją do tego postu były komentarze, pod pierwszą częścią tekstu o obiekcjach co do planowania z Bullet Journalem oraz pytania czytelniczek, zadawane w związku z moim kursem, Lazy BuJo – dla przedsiębiorczych i/lub blogujących dziewczyn z deficytem czasowym.
Na wstępie jeszcze raz podkreślę, że nie jest moją misją namawianie cię do tej, konkretnej formy planowania. Dla mnie najistotniejsze jest aby każda z nas, planowała w zgodzie ze swoim priorytetem. Po prostu. SWOIM, a nie szefowej, męża, żony, przyjaciółki, teściowej i kto tam jeszcze stara się w te TWOJE priorytety ingerować.
A moim zdaniem, dostępne na rynku planery, nie dają na to przestrzeni, bo jednak narzucają sporo ograniczeń funkcjonalno-wizualnych przez co, wpisujesz się w ramy twórcy planera, zamiast tworzyć własne. A po co się ograniczać, hę? Do sedna.
Absolutnie to rozumiem, bo też nigdy nie lubiłam swojego charakteru pisma. Przekonałam się jednak, że połowa sukcesu to odpowiednie przybory do pisania. Zatem. Polecam i rekomenduję pióro i/lub bardzo cienki cienkopis (0,1 mm).
Jeżeli natomiast zależy ci na pięknych nagłówkach, po prostu napisz je wybranym krojem pisma na komputerze, a później przerysuj lub wydrukuj i wklej do swojego planera. W odpowiedzi na tę obiekcję w kursie Lazy BuJo, oprócz przykładowych rozkładówek, przygotowałam też wiele gotowych szablonów oraz kilka wskazówek jak je samodzielnie tworzyć – to tak btw.
Pytanie to w różnych wariacjach pojawia się wybitnie często, również w wersji: „Kupiłam dosyć drogi notes, nie chcę go zniszczyć”.
Absolutnie mnie to nie dziwi, bo jeżeli ktoś lubi papier i analogowe formy planowania to całkiem często ma problem z postawieniem pierwszej kropki. Zatem. Napiszę wprost. Błędy pojawią się zawsze i u każdego. Ale.
Większość moich błędów i próba ich zatuszowania są głównym powodem dla tworzenia sprytnych bujohack’ów. Bo myślisz, że skąd pomysł na doklejane skrzydełko z powtarzającymi się zadaniami, dzięki któremu nie muszę przepisywać ich codziennie, co tydzień, co miesiąc. Po prostu. Nabazgrałam, a że żal mi było stracić stronę, wyrwałam, przecięłam na pół i dokleiłam do innej↓
Pff. Sam papier, którym robię wyróżnienia, początkowo niemal w 100% miał za zadanie ukrywać moje błędy więc, jak sama się domyślasz – było ich sporo. Jednak błąd zatuszowałam, spodobało mi się i teraz jest stałym elementem mojego planera. Ogólnie ogromnym sprzymierzeńcem są też samoprzylepne karteczki przydatne w tworzeniu struktury planera, washi tape czy zmazywalny długopis.
W swoim planerze stosuję zasadę 60:40, którą gorąco polecam. Z całego wolnego czasu (wolnego czyt. już po uwzględnieniu snu, ćwiczeń, zabawy z dzieckiem i in. rzeczy, których planować nie chcesz, bo są twoją codziennością) zaplanuj 60% czasu, a nie 100%. Przykład. Masz do dyspozycji 4h? Rozplanuj 60% czyli 2h 24 min.
Pozostała część twojego wolnego czasu (40%) to margines, który wypełnia właśnie spontan lub niedoszacowanie czasu realizacji albo inne zdarzenia losowe, na które nie masz wpływu typu spadek nastroju, ból głowy etc.
Zdradzę jeszcze jeden sekretny sekret. Wieść niesie, że jeżeli nawet coś zaplanujesz, a nie ma to deadlinu z konsekwencją w postaci utraty życia czy pracy to pamiętaj, że jako osoba samodzielna, możesz swoje plany zmieniać. Przeczuwam, że świat wówczas nie runie. Dlatego. Czy tylko zgodnie z moją logiką lepiej mieć plan i nawet go zmodyfikować, niż nie mieć w ogóle i dopiero w niezagospodarowanym czasie, zastanawiać się co z nim zrobić? ♥
Pracochłonność ma nieco związek z czasochłonnością, o której pisałam w pierwszej części wpisu, ale nie do końca.
Cała istota lazy-stylu, który sama stosuję i do którego zachęcam, opiera się na dwóch filarach. Planer ma być funkcjonalny, a jednocześnie ciekawy wizualnie bez konieczności nadmiernego zaangażowania czasowego. To styl, w którym nie ma zbędnych elementów i nieprzemyślanych działań. To styl, w którym każdy element pełni jakąś funkcję. Dlatego.
Dostaję od dziewczyn sporo wiadomości na Instagramie, że mój Bullet Journal bardzo im się podoba, „ale ja nie mam talentu, nie potrafię tak jak Ty, to chyba dużo pracy żeby tak precyzyjnie rozrysować tabele” etc. Otóż nie należę do nazbyt skromnych, ale uczciwie powiem, że raczej nie rozpatrywałaby tego stylu prowadzenia BuJo w kategoriach talentu, a bardziej sprytu.
Bo naprawdę stosunkowo łatwo i przy niewielkich nakładach czasowych można zrobić ozdobne nagłówki, narysować prostą tabelę i wykorzystać papier by stworzyć struktury, a to właśnie robi wrażenie, choć pracochłonne nie jest. Spróbuj.
A jeżeli potrzebujesz pomocy, bo chciałabyś, ale nie wiesz od czego zacząć. Albo. Już wykorzystujesz zwykły notes w codziennym planowaniu, ale chciałabyś go podkręcić wizualnie lub zaoszczędzić trochę czasu przy rozpisywaniu poszczególnych rozkładówek – zapraszam. Trwa sprzedaż mojego kursu, a jest tak merytoryczny i wizualnie atrakcyjny, że naprawdę myślę, że sądzę, że warto.
I tak, to już ostatnia część BuJo – obiekcji, ale oczywiście jeżeli masz jeszcze inne, które powstrzymują cię przed rozpoczęciem planowania, napisz w komentarzu. Uroczyście oświadczam, odpowiem na wszystkie. Ku chwale efektywnego planowania♥
31 Komentarze
POROZMAWIAJMY
BuJo zapanował światem – śmieję się 🙂 nie korzystam z tego – na razie. Może z czasem się skuszę. Obecnie dzieje się za tyle w moim życiu że nawet jak coś planuję – zawsze się coś sypie. Idę na żywioł.
Czyli idealnie wpisujesz się w jedną z obiekcji 🙂
Nie da się ukryć 😀
Mam tak samo jak Ty. Dlatego wykręcam się spontanem, z którym się bardziej lubimy niż z planowaniem.
Mam całkiem sporo tych obiekcji. W tamtym roku zaczęłam prowadzić BuJo – ale dość szybko go zaniedbałam, wlasnie z wymienionych powodow. Jakoś trudno mi zdobyć się na systematyczność – ale na pewno zrobię do niego jeszcze jedno podejście.
A porzuciłaś Bullet Journal, czy ogólnie planowanie? I zawsze jak słyszę, że ktoś planował i przestał najbardziej chciałabym zobaczyć wnętrze takiego planera, bo obstawiam, że w dużej mierze więcej tam ozdób, niż planowania. Czy jednak się mylę?
Rzucilam BuJo, a planuję nadal na odrębnych checklistach – ktore są bardziej brudnopisami. Moze faktycznie zbyt duzo wagi przywiazywalam do ozdobników – i jak nie wychodzily idealnie to się zniechęcalam.
Ja planuję, jednak nie raz zbierze się tyle rzeczy, że ciężko nad tym zapanować
To chyba po to planujemy, żeby właśnie zapanować. Wrzucisz zdjęcie swojego planera?
A ja nadal nie chcę zamienić swojego kalendarza na inny. Może z czasem przekonam się do wypróbowania nowych sposobów na planowanie. 🙂
Ania, ale po co masz dać się przekonać, skoro obecny system się sprawdza? Wszystko dobre co nam służy.
Oczywiście, ale może być jeszcze lepsza metoda, której nie znam. Lub może Twoja metoda zainspiruje mnie do ulepszenia swojej. 🙂
Najważniejsze aby plan był funkcjonalny i nam odpowiadał, niezależnie jak i gdzie jest zanotowany.
Cieszę się, że się zrozumieliśmy 🙂
Uwielbiam tipy na ukrywanie wpadek ♥ A te przemyślane wyglądają właśnie na takie, co dokładnie miały się znaleźć tu, dokładnie tu i w takim wydaniu. A Ty robisz to doskonale!
Haha miałam na czym ćwiczyć, bo akurat błędów popełniałam na początku mnóstwo 🙂
Mam taki notes w głowie 😀 Przeważnie większość udaje się zrealizować 😉
W takim razie z tak imponującą pamięcią, gdybyś wyrzuciła z niej plany, na rzecz strategii chyba podbiłabyś świat.
Używałam bujo w zeszłym roku, ale właśnie przez czasochłonność porzuciłam tą formę planowania. Może czas do bujo wrócić? 🙂
Jeżeli wrócisz do poprzedniego sposobu prowadzenia BuJo to chyba nie ma sensu, skoro już raz się nie sprawdził. Chyba, że czasu masz więcej lub jakaś inna koncepcja planowania?
Ojej ale ładnie prowadzisz swój BuJo, jestem pod wrażeniem. Mam tylko kalendarz bez dat który dla mnie pełni funkcję modnych BuJo, ale tak ślicznie go nie prowadzę 🙂
Oh ślicznie brzmi dumnie, zwłaszcza gdy uświadomisz sobie, że kiedyś większość z tych „ozdób” tuszowało błędy i skreślenia 🙂
A ja mimo, że mam swój kalendarzyk, to zawsze z zaciekawieniem czytam Twoje wpisy, bo zawsze się jakaś inspiracja dla mnie w nich znajdzie. I tym samym wzbogaciłam mojego moleskina w rozkładówki dotyczące różnych statystyk, choćby blogowych, zarobkowych i innych. I fajnie, że mam to teraz w miejscu, do którego zaglądam codziennie i nie zgubię.
Więc mimo że na co dzień używam tradycyjnego kalendarza, to uważam Twoje wpisy na ten temat mega przydatne, bo zawsze coś dla siebie z nich zaczerpnę (a i nauczyłam się to robić sprytnie – czyli najczęściej robię tabelkę, drukuję i wklejam!). 🙂
W tym cały jest ambaras, żeby dostosować czyjeś doświadczenia do swoich potrzeb. Bo o organizację w tym wszystkim chodzi, a nie kknkretną formę💛
Bullet journal prezentują się bardzo fajnie! Sama jeszcze nie mam w sobie takiego samozaparcie, zeby prowadzić cos takiego ale podziwiam osoby, które wkładają w to duzo serducha 🙂
A planujesz w inny sposób? Czy bardziej na spontanie?
Lubię oglądać jak inni to robią 🙂
Jakiś czas działałam z BuJo i z bólem serca odstawiłam w tamtym tygodniu. Drugie podejście z gotowym kalendarzem – zobaczymy jak pójdzie. Nie wyrzuciłam, został na luźne notatki, do tego drukowane karty do segregatora do organizacji typowo twórczej/blogowej/foto i zobaczymy, czy zadziała kupny planner!
Weronika, a dlaczego zdecydowałaś się na zmianę? Co w BuJo zawiodło?
Pss fajnie, że jesteś i to w nowej odsłonie💛
Też lubię spontaniczność, ale dopiero teraz, kiedy polubiłam się z organizacją, jestem spontaniczna. Sama od sierpnia zeszłego roku prowadzę BuJo i nadal mam do niego mieszane uczucia, ale chwilowo to najlepsze rozwiązanie, jak dla mnie. Wyleczyłam się już też z nadmiernego ozdabiania i strachu o kreślenie. Niszczę notes bez wyrzutów sumienia. 🙂
Mnie idea bujo bardzo się podoba i podziwiam ludzi, którzy je prowadzą, sama stwierdziłam, że to nie dla mnie, bo wszystko pamiętam i deadline’y same mi się załączają w głowie, więc zapisywanie nie ma sensu.. Ale za to już travel journale i coś w rodzaju pamiętnika uwielbiam i prowadzę <3